Adolf Kaas
Mar 28, 2015 21:10:37 GMT 1
Post by Adolf Kaas on Mar 28, 2015 21:10:37 GMT 1
Adolf Kaas urodził się w 1954 roku jako pierworodny syn ostatniego potomka wielkich Kaasów, od razu przejmując na siebie brzemię przedłużenia rodu, a może raczej – otrzymując to brzemię od swojego ojca, Torvalda Kaasa, ale niekoniecznie je przyjmując.
No, na początku, oczywiście, Adolf był ukochanym i kochającym synem swojego ojca i w zasadzie tylko ojca, bo jego niezbyt zrównoważona matka odmówiła opiekowania się dzieckiem, tłumacząc, że jego płacz odbiera… Wszystko jej po prostu odbiera. Całą radość życia. Torvald, owszem, próbował wszelkimi sposobami przekonać Klarę, by ten jeden jedyny raz odpuściła swoje fochy, ale nie było rady – musiał wziąć małego pod swoje skrzydła. Adolf wychowywał się więc praktycznie bez matki, ale za to przy boku uroczej niańki i całkiem przyzwoitego jak na arystokratyczne warunki ojca (poza tym, że zaangażowanego Śmierciożercy). Gdy był już niemal u progu Durmstrangu, w jego życiu pojawił się jeszcze młodszy brat, ale tak na dobrą sprawę Adolf poznał go jakieś osiem lat później, gdy po śmierci matki wrócił na dłużej do domu.
Warto tu odnotować, że wrócił do domu na życzenie ojca, nie ze względu na matkę. Matka niewiele go obchodziła, tak jak zresztą kobiety w ogóle. Nie, że był niezainteresowany. Był, naturalnie, że był, nie uważał po prostu, by w kobietach dało się odnaleźć to coś, za czym wariowali jego koledzy – coś, co pozwalało obdarzyć je głębszym uczuciem. Nic zresztą dziwnego – przez całe dzieciństwo kobiety kojarzyły mu się z nieczułą matką, niezdarną i grubą kucharką oraz niańką: troskliwą służącą, która zapewniała mu wszystko, czego potrzebował.
Sądził, że tak będzie już zawsze, że ojciec znajdzie mu jakąś odpowiednią narzeczoną, z którą spłodzi syna dla przedłużenia rodu, i tyle. Cóż, tak jak z Ylvy, z Adolfa także los okrutnie sobie zakpił. Bo rzeczywiście – pewnego ponurego lipcowego dnia Adolf spotkał w swoim domu pewną arystokratkę, ale nie była ona wcale taka, jak sądził, że będzie – była po prostu p e r f e c y j n a, nieskazitelna w każdym calu. Piękna, urocza i zabawna. Zakochał się w niej w ciągu pięciu minut i gdy był już niemal pewny tego, że za jakieś pół roku stanie się najszczęśliwszym facetem świata, okazało się, że Ester, tak, jest narzeczoną, ale jego ojca.
Adolf wiedział, że nie zdoła wygasić tego uczucia zbyt szybko, wyjechał więc następnego dnia i jak tylko mógł unikał wizyt w domu rodzinnym. W ciągu pięciu lat trwania tego małżeństwa zdołał ochłonąć na tyle, by nie paść Ester do nóg od razu po śmierci swojego ojca, nie, odczekał taktownie kilka miesięcy, ale gdy wreszcie zdecydował się wyznać swojej macosze prawdę – los zakpił z niego po raz wtóry. Widzicie, Ester wcale na nic nie czekała. Była już w ciąży z najlepszym przyjacielem zmarłego Torvalda, Grigolem.
Znowu wyjechał z mocnym postanowieniem zatracenia się w nauce i pracy, a było się w czym zatracać – wszak łamanie klątw to jedna z najbardziej fascynujących magicznych profesji. W ciągu dwóch lat Adolf wrócił do względnej równowagi psychicznej, przestał obsesyjnie zadręczać się swoją niespełnioną miłością, ba, związał się nawet z jakąś Rosjanką, ale kiedy pewnego dnia Ester stanęła w jego drzwiach i cała zapłakana zaczęła błagać go o pomoc, nie potrafił jej odmówić. Bo, widzicie, mój los po Heglu odziedziczył obsesję trójek i obdarował syna Ester i Grigola klątwą, której nikt nie potrafi złamać.
Tak oto Adolf zamieszkał ze swoją macochą i jej nowym mężem, ze swoim bratem i małym Niką, na tym koszmarnym wygwizdowie i męczy się sam ze sobą. A w zasadzie to nie, już się nie męczy. Wciągu pięciu lat okazywania Ester nonszalanckiego chłodu charakterystycznego dla pasierbów młodych macoch – nigdy niewysłowiona miłość Adolfa z gorącego uczucia przeistoczyła się w kawał spetryfikowanych emocji, sam Adolf natomiast stał się tylko kolejnym przystojnym i bogatym arystokratą, który przegrał swoje życie, bo ze wszystkich rzeczy na świecie zapragnął tej jednej jedynej, której nie może mieć.
Z drugiej strony, to chyba nawet lepiej, że taki z niego posępny i niezbyt namiętny facet, bo gdyby było inaczej, może za wzorem tatusia mordowałby właśnie całe mugolskie wsie?
(Zastrzegam tu od razu, że nikt, absolutnie nikt nie ma pojęcia o tym, co Adolf czuje do Ester; udało mu się opanować ten poziom obojętności, który nie pozwala nabrać żadnych podejrzeń. To tylko taki jego wewnętrzny dramacik.)