Anton Kaas
Apr 7, 2015 18:24:04 GMT 1
Post by Anton Kaas on Apr 7, 2015 18:24:04 GMT 1
Anton Kaas urodził się w roku 1963 i pozornie miał w życiu więcej szczęścia niż jego brat, przyszedł bowiem na świat w momencie, gdy aktualnym kaprysem jego matki było posiadanie dziecka, Klara zajmowała się nim więc aż nazbyt troskliwie i zdecydowanie nazbyt go rozpieszczała. Spędzała z nim każdą chwilę, zabawiała go nieustannie i dawała mu wszystko, czego tylko zapragnął. Ta sielanka nie mogła jednak trwać wiecznie. Klara zawsze była bardzo niestała w swoich pragnieniach i nawet jeśli wydawało się, że wreszcie dorosła, że uspokoiła się nieco i skupiła na czymś na dłużej – po jakichś sześciu latach wszystkie nadzieje okazały się płonne.
Mamusia znalazła sobie nową zabaweczkę i w zasadzie z dnia na dzień porzuciła Antona. Maluch początkowo nie miał pojęcia, co się stało. Jednego dnia matka nie opuszczała go na krok, następnego nie chciała poświęcić mu nawet pięciu minut. Zrozpaczony malec próbował oczywiście zwrócić na siebie uwagę matki – krzyczał, groził, błagał. Robił wszystko, by tylko Klara chociaż się do niego uśmiechnęła, ale ta zbyt zajęta była swoim kochankiem, by choćby ucałować syna do snu. Nie mogła jednak znieść ciągłych awantur, wciąż dawała więc Antonowi to, czego tylko chciał, poza tą jedną jedyną rzeczą, której chciał najbardziej. Nie dawała mu już miłości.
Po dwóch latach Anton był już najbardziej rozwydrzonym dzieckiem świata. Skrzaty miały obowiązek spełniać każde jego życzenie, nic więc dziwnego, że poczuł się prawdziwym królem. Tak prawdziwym, że pewnego dnia wszedł jak gdyby nigdy nic do zamkniętego gabinetu swojego ojca, bo niby czemu nie? Przecież matka nigdy niczego mu nie odmawiała, a ojciec generalnie się do niego nie odzywał. Cóż, po tym, jak Anton rozbił w drobny mak jeden z najcenniejszych artefaktów starego Kaasa, Torvald nie tylko się do syna odezwał, ale i planował pokazać mu, co to znaczy wściekłość Śmierciożercy. Nie zdążył jednak tego zrobić, bo gdy w przypływie wściekłości spytał syna, gdzie jest jego matka – syn w przypływie podobnej wściekłości odpowiedział mu, że mama bawi się w altanie z ogrodnikiem.
Nie muszę chyba dodawać, że Anton nigdy już nie zobaczył Klary żywej? Biedaczka podczas zabawy w ogrodzie natrafiła na jakąś niebezpieczną roślinę i jej zmasakrowane zwłoki odkryto dopiero kilka dni później. O ogrodniku słuch zaginął, ale to przecież logiczne, prawda? Nie dopilnował zielska, które zabiło jego panią, więc tchórz uciekł.
Niewiele to tragiczne zdarzenie zmieniło w życiu Antona. Matka i tak nie była mu już do niczego potrzebna, ojciec nigdy nie zwracał na niego uwagi, a skrzaty… Och, skrzaty wciąż dawały mu to, czego chciał, a chciał wciąż więcej i więcej.
Gdy wreszcie trafił do Durmstrangu, Anton był już panem życia. Rozmiłowany w sztuce i życiu towarzyskim szybko zjednał sobie grono wielbicieli, którym imponowały jego władza, pieniądze i towarzysząca mu wiecznie aura luksusu i świetnej zabawy. Szybko jednak okazało się, że bale i wernisaże to dla tego skrzywdzonego dzieciaka za mało – Anton najbardziej lubił bawić się ludźmi. Krzywdzić ich lub wynosić na piedestał – w zależności od bardzo niestałego humoru – i patrzeć, co się potem wydarzy. Ta skłonność do manipulacji przysporzyła mu trochę wrogów, ale większość przyjaciół wciąż wiernie przy nim trwała. Jedni dlatego, że autentycznie go uwielbiali, drudzy bali się go, inni widzieli w nim nieszkodliwego błazna, który stano gwarancję świetnej zabawy.
Tak oto toczy się jego życie – od balu do balu, od obrazu do obrazu, od sonaty do sonaty, od jednego kaprysu do drugiego. Reszta niespecjalnie go interesuje. Nie zauważył, że jego ojciec ponownie się ożenił, nie zauważył, że umarł, nie zauważył, że jego rodzinna posiadłość spłonęła i że macocha w dobrodusznym odruchu przygarnęła go do domu swojego nowego męża. Bo niby dlaczego miałaby go to obchodzić, jeśli wciąż nic nie ograniczało jego fantazji?