|
Przęsło
Mar 26, 2015 22:28:11 GMT 1
Post by NPC on Mar 26, 2015 22:28:11 GMT 1
Most wantowy jednoprzęsłowy z pylonem typu A. Roztaczają się z niego wyłącznie inspirujące widoki. Widok na zachód przypomina o śmierci - z tej odległości widać, że nad podmokłym terenem cmentarza unosi się smętna mgiełka, która nigdy nie opada. Na wschodzie nic poza niekończącym się morzem. Gdyby ktoś chciał odpocząć, zawsze może spojrzeć w dół – 100 m lotu, zanim uderzy się w lodowatą ścianę wody. Na moście koszmarnie wieje i nie słychać rozmówcy nawet jeśli stoi w odległości dwóch metrów.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 20:15:27 GMT 1
Axel zasuwał po moście co sił w łapach, a Zelda usiłowała go dogonić. Bardzo szybko okazało się, że to jednak niemożliwe, szczególnie że psu nie przeszkadzało, że biegnie pod wiatr, a Zeldzie bardzo. W pewnym momencie zatrzymała się i usiłowała złapać oddech - to nie była jej pora na jogging, a poza tym wypaliła właśnie trzy fajki. Axel dobiegł za to do Majora i rzucił się na niego z całym impetem. Podejrzewam, że wyczerpałyśmy dla tych psów cały nakład niemugolskich zwierząt. Te dwa osobniki z pewnością dobrze się znały, pytanie tylko, czy lubiły. Axel obnażył zęby i delikatnie podgryzł Majora w kark, żeby go zaczepić.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 20:30:49 GMT 1
Dla dobra wszystkich zainteresowanych, mam nadzieję, że jednak się lubiły. Major w każdym razie nie odczuwał potrzeby zdominowania jedynego niemagicznego i udomowionego stworzenia podobnej wagi w promieniu stu kilometrów; dzielnie zniósł więc tę zaczepkę, odskoczył, gdy tylko nadarzyła się okazja i przyczaił, merdając ogonem z ostrożnym zainteresowaniem, gotowy do szalonej gonitwy. Valter siedział tymczasem na szerokiej barierce mostu, która nie stanowiła żadnej przeszkody dla samobójców; nie należał jednak do tej grupy, niech was nie zmyli to, że siedział ze zwieszonymi po drugiej stronie nogami i palił fajeczkę, podziwiając inspirujące widoki między swoimi stopami. Obejrzał się tylko, słysząc ujadanie, ale póki nie lała się krew, nie zamierzał nic robić.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 20:40:48 GMT 1
Przecież widać, że się lubią! Axel się ucieszył, bo chciał się ścigać. Miał za dużo energii i był zły na Zeldę, że biegała tak wolno. Stanął w miejscu, a potem ruszył gwałtownie w stronę wyspy. Jeśli Major go nie dogoni, będzie rozczarowany i znowu trzeba będzie warczeć. Zelda podeszła do barierki i powiedziała trochę zduszonym głosem, ale możliwie głośno: - Kurwa, Skovgaard, życie ci niemiłe? - wychyliła się energicznie za barierkę, ale nie spodobało jej się najwyraźniej to, co tam zobaczyła.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 20:55:50 GMT 1
Major naturalnie puścił się pędem za nim, jedynie z półsekundowym opóźnieniem, beztrosko zostawiając te okropnie wolne, dwunożne stworzenia daleko w tyle, żeby nie mogły zepsuć im zabawy. Valter, uspokojony, wrócił do podziwiania widoków. Nie słyszał wyraźnie, co Zelda do niego powiedziała, bo wiatr wył niemiłosiernie; domyślał się jednak jej słów i wyszczerzył się do niej w odpowiedzi tak bezwstydnie, że mogła nawet zobaczyć jego zęby. Rzadki, ale też nieszczególny widok. – Wydaje ci się. A potem wychylił się niebezpiecznie, tylko jedną ręką trzymając się barierki, bo w drugiej trzymał fajkę, i splunął w przepaść między swoimi stopami, bardzo z siebie zadowolony. Może trochę się pospieszyłam z tą deklaracją o jego braku skłonności samobójczych.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 21:10:22 GMT 1
Zelda wykonała mimowolnie tak gwałtowny ruch w jego stronę, że aż zabolało. Prawie zdążyła go chwycić za ramię, co - rzecz jasna - bardzo by mu pomogło, gdyby przypadkiem stracił równowagę. Potem równie szybko cofnęła rękę. - NIE WAŻ SIĘ SKAKAĆ PRZY MNIE - krzyknęła, żeby teraz na pewno dotarły do niego jej słowa, spojrzała na niego groźnie i sama sobie wyciągnęła fajkę, bo ją zestresował. Usiłowała odpalić ją od różdżki, ale skończyła, kręcąc się wokół własnej osi w poszukiwania kąta, pod którym ogień z różdżki by nie gasł. Zajmie to chwilę.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 21:24:45 GMT 1
Valter zarechotał bezgłośnie, bo nagły poryw wiatru wcisnął mu oddech z powrotem do płuc i oczy zaszły mu łzami; nie przestawał się jednak szczerzyć jak głupi. Chyba miał nieco niepokojące poczucie humoru. – Zobaczy się. Wsadził sobie beztrosko papierosa w usta i zadowolony obserwował zmagania Zeldy z wiatrem o odrobinę ognia; nie był zbyt rycerski, to fakt, ale nie zamierzał rzucać się z pomocą, skoro nie został o nią poproszony – miał w zwyczaju szanować cudzą niezależność.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 21:42:38 GMT 1
Zelda dała się zaskoczyć tymi nieoczekiwanymi pokładami poczucia humoru tylko w pierwszym momencie. Teraz przestały ją niepokoić nawet jego zęby. Po jakichś dwóch minutach walki odsunęła od siebie papierosa i walnęła w niego takim płomieniem, że od razu przypaliła się jedna czwarta. Podeszła trochę bliżej Valtera i oparła się o barierkę, zaciągając się z wyraźną przyjemnością, ale wciąż chroniąc fajeczkę przed wiatrem. - Źle by to wyglądało - oceniła. Mówiła głośno i wyraźnie, patrząc w jego stronę, inaczej nie było szans na porozumienie. - Nie lubię się tłumaczyć. Zastanawiała się, czy ktoś w tym mieście uznałby ją za zdolną do zrzucenia kogoś z mostu.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 21:54:46 GMT 1
Nie bez powodu jego zęby tak rzadko były wystawiane na widok publiczny; Hollywood jest bardzo daleko stąd, proszę państwa. Bardzo. – Fakt – zgodził się z papierosem w zębach; zaraz pewnie zawieje mu popiół w oczy i przestanie mu być tak cholernie wesoło. – Ale co byś z tego miała? Obydwoje dobrze wiedzieli, że nic szczególnego – Valter był nikim i bardzo mu się to podobało, w odróżnieniu od tej przytłaczającej większości ludzi, którzy tak bardzo pragnęli coś znaczyć, że tratowali się nawzajem na drodze ku słońcu.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 22:06:04 GMT 1
- Nic a nic - powiedziała beztrosko. - Ale to nikomu by nie przeszkadzało. Logiczna argumentacja przestaje mieć moc, gdy nagrodą jest sensacja. Uśmiechnęła się gorzko i chciwie zaciągnęła papierosem, który sam się wypalał na tym wietrze.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 22:14:25 GMT 1
Fajki wypalające się na wietrze to najsmutniejsza rzecz na całym świecie. Dumał chwilę nad tym trudnym zagadnieniem, zaciągnął się po raz ostatni, do samego filtra, a potem cisnął niedopałek w przepaść, stwierdzając: – No to może skoczę. Pomachał beztrosko nogami.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 22:17:38 GMT 1
Tym razem nie ruszyła się na ratunek. Nawet nie drgnęła, udając że nic a nic nie obchodzi ją, gdzie znajduje się środek ciężkości Valtera. - A co ty byś z tego miał? Zaśmiała się. - Nie uwierzę, że gonisz za sensacją.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 22:26:08 GMT 1
Przejrzała go; jego środek ciężkości cały czas znajdował się w odpowiednim miejscu. Najwyraźniej wcale nie spieszyło mu się na tamten świat, ten nie był znowu wcale taki zły. – Bo ja wiem – mruknął od niechcenia, wzruszając ramionami, a potem dodał zupełnie bez przekonania: – Święty spokój? Niewiele by z niego zostało po stu metrach lotu i zderzeniu z lustrem lodowatej wody, a te smętne resztki miałyby z całą pewnością wyrąbane na sensację, jaką by wzbudziły.
|
|
|
Post by Zelda Amundsen on Apr 3, 2015 22:31:24 GMT 1
- Już go masz - stwierdziła. Chciała jeszcze dopalić papierosa, ale wiatr zrobił to za nią, bardzo rozczarowana schowała więc peta do kieszeni. - Mieszkasz w lesie, Skovgaard, litości. Nawet tamten świat nie byłby spokojniejszy niż las. Oczywiście w lesie kryło się wiele niebezpieczeństw, Zelda wiedziała jednak, że dla ludzi takich jak Valter to inni ludzie, a nie krwiożercze bestie, są zagrożeniem dla świętego spokoju.
|
|
|
Post by Valter Skovgaard on Apr 3, 2015 22:47:21 GMT 1
Valter nachmurzył się niespodziewanie i naraz znalazł się swoimi ciężkimi buciorami po słusznej stronie barierki, wpatrując się w Zeldę z gniewem. – Wiesz, co łazi po tym lesie? T u r y ś c i – burknął zły, jakby to była wszystko jej wina, niemal wypluwając przy tym ostatnie słowo, bo nie lubił, jak mu jakieś mieszczuchy wpełzały bez zaproszenia na ganek, pierdoląc po angielsku czy innym niemiecku. To była oficjalna skarga; możecie zgadywać, jak dosadnych użył środków, żeby się tych turystów pozbyć.
|
|